Durczokracja

Kto rządzi w tym kraju?

Cenię i podziwiam Maję Włoszczowską. Niezwykle się cieszę, że odzyskała swoje rowery.

Kto rządzi w tym kraju?


Mojego, skradzionego z garażu, nie odnalazłem. Żałuję, bo byłem do niego niezwykle przywiązany. Ale moje poszukiwania nie były wsparte przez Prezydenta RP. Gdyby tak było, może cieszyłbym się nim nadal. Nie jest to w najmniejszym stopniu zarzut wobec wybitnej sportsmenki. To raczej smutna refleksja o tym, jakie sprawy zajmują Andrzeja Dudę. Prezydenta dewastowanej na naszych oczach Polski. Człowieka, który nie zaangażował się w poszukiwania umierających w przygranicznych lasach dzieci, znalazł za to czas, by z troską odnieść się do kradzieży rowerów.

Kocham ten kraj nad Wisłą. Niewiele innych państw jest aż tak dziwnych. Poplątanych, pokrzywionych. Z tak poruszającymi zrywami w historii i z tak wspaniałymi bohaterami przeszłości. Jednocześnie z tak ślepym elektoratem, że sporą grupą głupców, wybierających na wysokie stanowiska jeszcze większych głupców. Kraj, który raz na jakiś czas musi solidnie oberwać, żeby potem - na krótko - odzyskiwać rozsądek. Sam chyba nie jestem wiele mądrzejszy, skoro z tak masochistyczną uwagą śledzę i pasjonuję się, niezmiennie od 30 lat, naszą rzeczywistością.

Pan Duda z wielką uwagą śledził poszukiwania rowerów Pani Mai. Ze znacznie mniejszym natężeniem poświęca się takim (w jego rozumieniu chyba marginalnym) sprawom jak szaleństwo Kaczyńskiego, zamordyzm Ziobry, zbliżający się Polexit i oddalające miliardy europejskich funduszy. Jak narastający neofaszyzm połączony z jawnym antysemityzmem.

Rozgrzany Twitter, Facebook, największe portale i Goebbels’owska szczekaczka zwana TVP pochłonięte są właśnie kwestią skradzionych rowerów, dzikim atakiem na Halloween oraz marnowanymi z tego powodu dyniami. Nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Raczej to drugie. Wiarę bowiem, że wrócimy do normalności, połowa wyborców już straciła. A dramat polega na tym, że tylko oni są w stanie powstrzymać nas przed kolejnym w historii skokiem w przepaść. Ostatni tydzień to pasmo porażek. Zarządca Narodu z objawami poważnego schorzenia. Premier rządu - słusznie - sztorcowany jak uczniak w Brukseli. Komisja Europejska jasno mówiąca, że stracimy gigantyczne pieniądze z powodu zamordystycznych ciągot satrapy. Wywalenie na zbity pysk z grona krajów rozumiejących, co to praworządność. Bezradna opozycja, pozbawiona programu choć słusznie i szlachetnie oburzona łajdactwami pisowskiej hordy. Mam nieustannie wewnętrzny dylemat: chcę, by Kaczyński i jego ekipa nie tylko stracili władzę, ale i poszli siedzieć. Jednocześnie oczekuję, żeby opozycja naprawiła mój kraj i pozszywała rozszarpane rany. Nie atakuję Tuska choć wciąż czekam na 3 proste hasła, którymi uwiedzie wyborców. Jest czas wojny i to nie czas na hamletyzowanie. A z drugiej strony niezwykle się boję, że nowa władza wskoczy w wygodne buty starej. Nie w koleiny dyktatury, raczej w schemat, który opiera się na krótkiej, wręcz jednodniowej pamięci Polaków. Którą to pamięć gumuje się kolejnym kłamstwem, prosto jak błąd ortograficzny na kartce zapisanej ołówkiem. To paradoks. PIS zrobił nam tyle świństwa, że zliczyć go nie sposób. Kurwizja i sprzedawczyki serwują populistyczną durnotę testując, jakimi jesteśmy idiotami i jak prosto łykamy kolejne oszustwa. I ten dance macabre trwa 6 rok. Wraz z nim brutalna prawda o naszej głupocie.


Utyskiwanie, użalanie i płacz nad miejscem, w którym się znaleźliśmy zaczyna być nudnawe. Choć jeszcze rok temu nie przyszłoby mi do głowy, że przejście od skradzionych rowerów do refleksji o dramatycznym wirażu naszej historii będzie tak proste. Dziś Halloween. Ale chłodne spojrzenie na to dzieje się w ostatnich miesiącach, pesymizm i czarnowidztwo, nie są psikusem wyrządzonym za karę wobec braku cukierka. Strach pomyśleć, jak grobowe nastroje będą panowały u nas jutro.