Durczokracja

O trzech takich co ukradli nam wolność

Wleźli nam w życie z buciorami. Brudnymi, nie zasznurowanymi i nie do pary.

Wleźli nam w życie z buciorami.


Wleźli nam w życie z buciorami. Brudnymi, nie zasznurowanymi i nie do pary. Od tego czasu nieustannie depczą godność, wolność i poczucie, że jesteśmy u siebie. Nie oszczędzili nawet sypialni. Ba, razem z spasionymi na publicznych srebrnikach biskupami, do łóżek pobieżeli szczególnie ochoczo. 


Kto pedał, kto lesba, kto ideologia a nie człowiek. Musiało być coś masochistycznego w tym, z jak perwersyjnym podnieceniem te trójki parafialno-rządowe sprawdzały, co naród robi pod kołdrą. Oni przecież oddają się tym samym uciechom. No, ale oni w ciemności, strachu i pod pręgierzem infamii. Geje, lesbijki, cała grupa gender kochają swoich partnerów i partnerki jawnie, czasem, tu i ówdzie, bardziej skrycie. Ale w ich inkwizytorskich łbach nie mieściło się, że facet może kochać faceta a kobieta kobietę ot tak, bez wstydu. Więc uznali, że tak nie można. 


Wyszydzając, wyśmiewając, nazywając ideologią a nie ludźmi kołtun polski chichotał i bił. Z mównicy robił to przybierając szyderczy pysk jenota. Niby europejczyk, bezpieczny dla człowieka ale jednocześnie roznoszący wściekliznę. W ciemnych zaułkach ulic, w mniejszych miasteczkach miał postać dresiarza, skina, narodowca albo faszysty, walącego kastetem i bejsbolem obrzydliwych zboczeńców. Naziol i kibol miał z kogo brać przykład. Rozochocony bezkarnością tłukł jak popadło. Potem dostał przykład z góry. 


Poszło o macice. A precyzyjnie o wolność. Tysiące kobiet, wściekłych na zaostrzenie prawa aborcyjnego, wyszły na ulice. Ich wielodniowe protesty i marsze zatłukli pałkami antyterroryści. W czasie, kiedy Imperator bawił się z kotem, metalowe pręty lądowały na placach naszych dziewczyn. Choć na ulicach były tłumy, patrzyliśmy na to z dziecięcą bezradnością. 


Weszli nam na głowę i nasrali. Bezczelnością, bezkarnością, kłamstwem, butą i głupotą. Nas, gorszy sort, mordy zdradzieckie i hołotę. Wszystko wywrzaskiwane nieznośnym jazgotem późnego Gomułki. Ta sama intonacja, te same argumenty. Nawet Żydzi do zdemaskowania się znaleźli. Narodowa Orkiestra Polskiego Chama i Cynika, grała na równie narodowej telewizyjnej antenie jedyny w swoim rodzaju koncert. Coś między nokturnową żałobne rzewną nutą Chopina i kastrowanym brzęczeniem Zenka. W dali, na ekranie, polski łan i bezkres pól, z rzadka miksowany z długimi wstęgami autostrad i prącą do przodu fabryczną taśmą. Tandetna obrzydliwa, gorsza od tej ze stanu wojennego propaganda tłukła takie produkcyjniaki masowo. Potem wysyłała w świat. Żeby się naród nie zrzygał pokazywała czasem krwawe dożynki kogoś, komu się w wolnej Polsce udało. Bo to złodziej. Żywe jądro narodu za Balcerowicza miało chuj, nie szanse. Teraz dopiero wie, że żyje.


Spektakl trwał. Od czasu do czasu wymagał liftingu. Za kolejne miliardy dosypywano rekwizytów, wymieniano dekoracje, na nowo obsadzano pierwszoplanowe role. Coraz głośniejsze, bratobójcze walki i wrzaski z loży honorowej Wielki Nadawca zagłuszał widokiem kolejnego odciętego, wrogiego łba lądującego na arenie. 


Jednego Imperatorowi i jego ludziom odmówić nie sposób - konsekwencji. Tego poziomu złodziejstwa, bezczelnych łgarstw, nocnych ustaw zmieniających konstytucję, rozporządzeń uchylających konwencje i plugawienia przeciwników nie dokonała dotąd żadna ekipa. Ale kilku milionom elektoratu jakoś to nie przeszkadzało. I nie przeszkadza. 


Opozycja jest bezradna. Poza straszeniem nie oferuje nic. Jest jak stryjenka na setnych urodzinach babuni. Salon pławi się w moralnej słuszności, zagryzając pogardę potrawką zalaną łzami tęsknoty. Za wszystkim. Władzą, zasadami, moralną przewagą i priorytetami. Za - kurwa mać - naszą młodością! Cyk. Na pohybel! Cyk. Żeby się naród przebudził! Cyk… 


Między herbatką, ciasteczkiem, koniaczkiem i cygarkiem słychać westchnienia. Taki dobry program i się nie przebija… Dziś tylko skandal się sprzeda. Skandal! Coś z tym, panie mecenasie, trzeba zrobić. Spokojnie, panie ministrze, naród się budzi. Pan widział ile lajków pod moim ostatnim tłitem? Koniec tej bandy jest blisko. Żeby tylko wyborów nie sfałszowali, ot co. Ale Marcin z Darkiem już tam nad tym pracują, młodzi są, ambitni, coś wymyślą. Nie wiem tylko jak to przepchniemy ale to już niech Kierownik główkuje. To co, burbonik czy ten fenomenalny Petrus? 


Żyją obrażeni na rzeczywistość. Jakby uznawali, że Król, Rychard, Flis czy Markowski operują językiem zrozumiałym przez prostaka. Żyją świadomością człowieka szukającego numeru w książce telefonicznej, choć jest czas smartfonów. Siłę widzą w billboardzie i ulotce, kiedy komunikacja opiera się na TikToku, botach w socialach i sztucznej inteligencji. O deep fakach najczęściej wiedzą tyle, że służą do produkcji śmiesznych filmików. Nie dostrzegli, kiedy treść stała się równoważna z opakowaniem.


Nie mają niczego. Ani know, ani how, ani nawet hau-hau. Mają laleczkę voodoo, w którą co wieczór wbijają szpileczki. Nawet nie wiedzą gdzie szukać technologii odpowiedniej do niszczenia przeciwnika i ratowania ojczyzny. Zostawiają w potrzebie zwiadowców, którzy próbują pokazać im, czasem ułomnie ale zawsze swoim działaniem, jak trzeba grać z Imperatorem. 


Zostawili rannego na froncie. Bohatera podziemia, który powiedział głośno to, co po cichu myśli połowa narodu, wyrzucili z sań prosto w paszczę watahy. Nawet ten na białym koniu, Wielki Powracający, nie dostrzegł, że to i owo jednak się zmieniło. I że choć przebija błyskotliwością inne ataki na Imperatora, to wciąż śpiewa w tym samym chórze. Zmiana falsetu na baryton nie zmienia tego, że repertuar pozostał ten sam.  


Jeśli Wielki Powracający zapomni o Brukseli a przypomni, skąd wziął siły po łomocie, jaki 15 lat temu spuścili mu Kaczyńscy, jest szansa na przegonienie złodziejskiej hordy. Jeśli Piękny Chłopiec młodej fali zdejmie znad biurka plakat „Mam talent” i zamieni go na „Słucham i zapierdalam”, jest szansa na utrzymanie uwolnionej w 2020 energii. Jeśli po lewej będą pamiętać, że Janosik zabierał bogatymi, ale nie zostawiał sobie tylko rozdawał biednym, to 500 plus przestanie być fetyszem ludu pisowskiego.


Wreszcie najważniejsze. 

Jeśli oni wszyscy nie przyjmą perspektywy, w której są na dnie i tylko stamtąd mogą się naprawdę odbić, to będziemy w kaczej dupie. I - trawestując Kisiela - jedyne co nam zostanie, to zacząć się tam urządzać.